-Musimy patrzeć, jak oni palą jej ciało? - zapytałam szeptem Oliver'a.
-To ten rytuał. Wszyscy tu są.
W tym momencie, Mistyk wyciągnął przed siebie dłoń nad którą pojawił się ogień, po czym skierował go na przygotowane pod ciałem drewno. Wszyscy pochylili głowy i ze smutkiem patrzyli się na płonące szczątki. Przymknęłam oczy i zbliżyłam się do stojącego obok Oliver'a.
-Wszystko w porządku? - zapytał stojący przede mną Andy.
Było już po wszystkim. Każdy wrócił do swojego namiotu, czy szkoły, ale ja nie miałam na to ochoty.
-Chodź do mojego namiotu - powiedział łapiąc mnie za rękę.
Jego środek niczym nie różnił się od innych, był tylko trochę większy. Wnętrze było jednak takie samo. Porozrzucane ubrania, jakieś poduszki, kołdry i różne tego typu przedmioty.
-Przepraszam, ale musiałem ci to pokazać. To taka.. tradycja.
-W porządku - odpowiedziałam.
-Nie wracasz do szkoły?
-Za chwilkę. Jakoś nie mam na to wszystko chęci.
-Wiesz.. mogłabyś u nas zostać, ale jest za wcześnie.
-Za wcześnie na co?
-Na ciebie. Musisz się jeszcze wiele nauczyć.
-To mnie naucz!
-To wszystko nie jest takie proste. Bardzo bym tego chciał, uwierz mi. Przyjdź do nas jutro.
-Do czego to wszystko zmierza? - zmieniłam temat.
-To znaczy?
-Dlaczego wy się tu ukrywacie? Oni są górą?
-Nie wiem sam. Porwali kilkanaście naszych ludzi. Są okrutni.
-Nie możecie ich powstrzymać?
-Staramy się. Ale ty jesteś nam do tego potrzebna. Wyróżnisz się od innych. Na pustyni dałaś sobie rade, sama. Wystraszyłaś go czymś. Masz w sobie coś, czego FEAR się boi, a to jest niezwykłe. Dzięki tobie możemy uwolnić ludzi, zakończyć to w końcu raz na zawsze. A teraz proszę cie, wracaj do szkoły. Oliver na pewno tam na ciebie czeka.
-Jejku... pierwszy raz komuś jestem tak potrzebna - uśmiechnęłam się sama do siebie.
-To prawda. Do jutra Alex.
-Do jutra.
-Alex! Gdzie ty byłaś?! Szukałem cie! - do mojego stolika przysiadł się Oliver.
-Wiem, przepraszam.
-Przecież mówiłem ci, żebyś siadała z nami. Czemu ciągle jesz sama?
-Musiałam coś przemyśleć.
-To już lepiej tyle nie myśl. Prorok mówił, że cały czas mam cie mieć na oku. Jesteś mu bardzo potrzebna.
-Wiem.. ale nie za bardzo rozumiem do czego. Nie pasuje tu. To wszystko jest jakąś pomyłką.
-Zbliża się wojna Alex. Każdy jest nam potrzebny. Jesteś jedyną osobą, która tak po prostu pokonała..
-Tak wiem Oliver. Wszyscy mi to powtarzają, tylko że to był zwykły przypadek i tyle. Słuchaj, przyjechałam tu, bo rodzice chcieli żebym czegoś się nauczyła, a nie po to, żebym zginęła razem z jakimiś dziwakami w maskach! To jest jakieś nienormalne!
-Co ci się stało?! Jeszcze dzisiaj rano widziałem, że jakoś ci zależy, że podoba ci się to..
-Być może, ale teraz to wszystko do mnie dotarło. Oliver, zrozum mnie.
Czym prędzej wzięłam pustą tace i odniosłam ją na miejsce, po czym wróciłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz, przebrałam się i 'zakopałam' w pościeli. Chciałam chociaż przez chwile nic nie myśleć. Cały czas miałam przed sobą ten ogień, to ciało, które zamieniało się powoli w proch.
'-To nasze pierwsze spotkanie, czyż nie? - zapytał jakiś mężczyzna, którego twarzy, nie mogłam dostrzec.
Stałam w kącie ciemnego pokoju, nie mogłam się ruszyć.
-Kim jesteś?!
-FEAR to ja, ale nie bój się. Ratujesz w ten sposób wszystkich.
-Jak to?
-Tylko jedna osoba musi zginąć i to będziesz ty, Alex.
-Nie rozumiem.
-Jesteś inna niż wszyscy. Andy chyba cały czas ci to powtarza, czyż nie?
-Tak, ale nie rozumiem co to ma wspólnego z tym wszystkim...?
-To, że musisz zginąć! Prędzej, czy później! Wojna się zbliża! Ale ty, możesz do niej nie dopuścić.'
-Boże! Już 10! Godzinę temu skończyła się pierwsza lekcja!
Migiem założyłam pierwsze lepsze ciuchy i wybiegłam na korytarz.
-Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - na szczęście, natrafiłam na lekcje z dyrektorką.
-Spóźnieniem można nazwać dziesięć minut, max dwadzieścia, ale nie dwie godziny.
-Dwie?
-Dzisiaj Alex zajęcia zaczynają się o ósmej.
-Tak, ale to moja wina - odezwał się Oliver.
-Dobrze, rozumiem. Alex przyjdziesz do mnie po lekcjach.
-Proszę - powoli otworzyłam drzwi i weszłam do gabinetu.
-Bardzo panią przepraszam ja..
-W porządku. Alex, chciałam się tylko zapytać, czy sobie z tym wszystkim radzisz. Oliver mówił, że nie byłaś wczoraj w najlepszym humorze. Coś się stało?
-Nie, nic.
-Cóż... Prorok kazał ci powiedzieć, że pilnie prosi, abyś dzisiaj do nich poszła.
-Tak, Andy.. znaczy Prorok, mówił mi to wczoraj. Pamiętam.
-To dobrze. A! I zostań jutro w pokoju.
-Czemu?
-Daje ci wolne.
Uśmiechnęłam się.
-Bardzo pani dziękuję!
-No, zmykaj.
I znowu byłam na środku pustyni. Nie da się tego jakoś przestawić?!
Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Raczej wbił mi się w nią.
-Ała! Puszczaj! - odwróciłam się.
I znowu ten stwór. Serce zaczęło walić mi z całej siły. Zaczęłam się strasznie bać. Bałam się jak nigdy.
Poczułam jego 'dłoń' na twarzy, stałam jak wryta, nie mogłam się ruszyć. Tylko czekałam, jak mnie porwie, zabije. Podniósł do góry swoje berło, zbliżył je do mnie, przejechał jego czubkiem po moim policzku. Na piasku, zauważyłam czerwone krople krwi. Bałam się coraz bardziej. Nagle z całej siły uderzył berłem o ziemię. Za nim, pojawił się jakiś mężczyzna.
-Alex! - usłyszałam głos Andy'iego.
-Do zobaczenia - szepnął mężczyzna, po czym obydwoje zniknęli.
-Alex! Wszystko w porządku? - zapytał klękając przy mnie.
-Kto ci to zrobił?! - dodał.
-To znowu on. I jakiś mężczyzna.
-FEAR... - szepnął.
-Ja się boje, bardzo - powiedziałam ze łzami w oczach.
Andy przybliżył się do mnie i delikatnie mnie przytulił.
-Chodź. Pójdziemy do obozu.
-Co ci się stało?! - podbiegł do mnie Oliver.
-Nic takiego.
-Jak to nic takiego?! Kto ci to zrobił?!
-FEAR - odpowiedział Andy.
-FEAR zaatakował Alex! Krąży po pustyni! Przestał się ukrywać! - zaczął krzyczeć.
Wszyscy zaczęli wychodzić z namiotów. Byli przestraszeni.
-Prędzej, czy później nas zaatakują! Zginiemy, jeśli nadal będziemy się tak ukrywać! Alex jest pierwszą osobą, która przeżyła spotkanie z nim! Musimy z nimi walczyć, bo nie wszyscy mogą mieć tyle szczęścia co ona! FEAR IS NEAR!
I'm the one of wild ones .
sobota, 31 sierpnia 2013
środa, 7 sierpnia 2013
Stay Close To Us
Cała piątka, ze smutkiem, uklękła przed tą dziwną postacią, a ja, nadal, bez ruchu, stałam z boku, wpatrzona w całą tą sytuację.
Wtedy, uświadomiłam sobie, że ta twarz.. Ta twarz jest mi znajoma. Gdzieś ją już widziałam. Na tym dziwnym portrecie w szkole.. Ale kim to jest? Albo czym?
Nie wiedziałam, kogo mogę poprosić o wskazówkę, jak wrócić do domu. Prześledziłam wszystkich wzrokiem, ale każdy wpatrywał się w ciało. Nie miałam wyboru. Podeszłam, uklęknęłam.
-Andy.. Błagam cie, wiem, że to nie jest najodpowiedniejsza chwila, ale pomóż mi wrócić. Błagam, boje się - szepnęłam.
-Weź medalion i przyłóż go sobie do serca. W ten sam sposób, jutro tu do nas wrócisz. Będziemy na ciebie czekać. Chcę, żebyś zobaczyła pewien rytuał.
-Dobrze, obiecuję. Jutro. Na pewno.
Odeszłam na bok i wyjęłam z kieszeni różaniec.
-Ej! - za rękę, chwyciła mnie ta sama dziewczyna, która już wcześniej, coś do mnie miała.
-Ał, puść! To boli! - krzyknęłam, próbując wyciągnąć rękę.
-Nigdy więcej tu nie wracaj! Dotarło?!
-Andy mi kazał! Musze tu jutro być!
-Jaki ty masz szacunek?! Do Proroka nie mówi się po imieniu! To lekcja pierwsza. A wiesz która jest najciekawsza? Ostatnia.
Powoli odeszłam i czym prędzej, przyłożyłam gwiazdę do serca, po czym zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, byłam w swoim pokoju. Zerknęłam na zegarek.
Była dokładnie 20. To o tej porze, Oliver dał mi różaniec i przeniosłam się na pustynię. Czas się nie zmienił.
Następnego dnia, wstałam równo o siódmej. Umyłam się, przebrałam, poszłam na śniadanie. Siedziałam sama, przy stoliku w rogu jadalni. Myślałam o tym wszystkim.
'A może to mi się tylko wydawało...'
No, ale przecież miałam medalion. To była prawda. Dzisiaj po zajęciach, wrócę na pustynię. Ale zaraz, zaraz.. Skoro Andy, jest Prorokiem, to kim jest tak naprawdę? Ich Bogiem? Przywódcą? A tamta czwórka? Wydawało się, że też są jakimiś ważnymi postaciami. Ale kim?
-Hej Taylor! - do stolika, przysiadł się Oliver.
-Cześć.
-Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie.
-Czemu siedzisz sama? Myślałem, ze usiądziesz z nami.
-Przecież nie znam twoich znajomych. Tak naprawdę, nawet nie znam ciebie.
-Ale poznasz. Zobaczysz - uśmiechnął się.
-Oli, kim jest Andy?
-Jaki Andy?
-Prorok.
Oliver spoważniał.
-Do niego, nie mówi się po imieniu.
-Ale tak mi się przedstawił. Przyszedł po mnie na pustynie.
-Co?! A co się tam wydarzyło?
-No nic.. Zaatakował mnie taki stwór.
-Co?! Jak przeżyłaś?
-Złapałam za ten wisiorek i zniknął. Wtedy pojawił się Andy. Co cię tak dziwi?
-Rzadko kto, przeżywa spotkanie z...
-Taylor, musimy porozmawiać - do stolika, podeszła dyrektorka.
-Co się stało? - weszłyśmy do jej gabinetu.
-Taylor, kto ci pozwolił tam iść?!
-No...
-Mogłaś tam zginąć!
-Ale nic mi nie jest.
-Prorok cię widział?!
-Tak. Andy, pojawił się na pustyni i zaprowadził mnie do obozu.
-Andy?!
-No tak. Tak mi się przedstawił.
-To jest Prorok, nie żaden Andy! Ty nic nie rozumiesz!
-Dlatego dzisiaj też tam idę.
-Co?! Nie słyszałaś?! Nie możesz!
-Prorok mi kazał! O ile się tu orientuję, to on jest ważniejszy!
Dyrektorka popatrzyła na mnie z zaciekawieniem.
-Taylor, to nie są żarty. Możesz tam zginąć. Jesteś wyjątkowa. Nie taka, jak wszyscy. Wkrótce się o tym przekonasz, dlatego możesz tam dzisiaj iść. Ale uważaj na siebie, towarzystwo w jakim przebywasz... To nie jest zwykła szkoła.
'No co pani nie powie?'
-Dobra, zmykaj już na zajęcia.
-A mam jeszcze jedno pytanie?
-Tak? - dyrektorka usiadła za biurkiem.
-Czy będąc tam, czas tu się zatrzymuje?
-W pewnym sensie. Ale tylko, jeśli jesteś tam krótko. Jeżeli pójdziesz tam, na co najmniej jeden dzień, czas będzie tu leciał normalnie, czyli wrócisz dnia następnego. To nie jest takie wygodne.
-Rozumiem.
Lekcje mijały tu bardzo szybko. Uczyliśmy się tego, czego uczą w normalnych szkolach. Uprzedzono mnie, że tutaj nie ma kartkówek, sprawdzianów, czy innych tego typu pierdół. Pod koniec roku, jest ogólny egzamin. Jest to z jednej strony dobre. Wynika to z tego, że wielu uczniów jest tam na pustyni. Nie mają czasu, na naukę.
-O! Taylor! Jak tam pierwszy dzień? - na korytarzu, zaczepił mnie Oliver.
-Dobrze..
-To dobrze. Słuchaj, idziesz dzisiaj tam.. No wiesz... Na pustynie?
-Tak.
-Też tam będę. Chcą mi coś pokazać.
-Mi też. Ejj, Oliver?
-Hmm?
-Czy wszyscy uczniowie, mogą tam iść?
-Nie. Tylko wybrani. Jest to grupa, jakiś aktualnie około trzydziestu-czterdziestu osób.
-Nie wiecie dokładnie?
-Niektórzy tam idą i już nie wracają. Rozumiesz.. Nie wiadomo, czy zginęli, zostali przyłapani przez Strach, czy, po prostu, są tam potrzebni.
-Można tam zostać na zawsze?
-Tak. Niestety tak. Musisz na siebie uważać. Kiedy jesteś blisko Proroka, Niszczyciela, Mistyka, Deviant'a, lub Żałobnika, nic ci się nie stanie. Mają niezwykłe moce.
Po objedzie, wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i zaczęłam przyglądać się medalionowi.
'Nigdy bym się nie spodziewała, że istnieje jeszcze jeden świat. I to tak niezwykły.'
poniedziałek, 29 lipca 2013
Legion Of The Black
Złapałam za wisiorek i silnie zamknęłam oczy, czekając na.. ŚMIERĆ ? Minęło 30 sekund.. Nic. Minuta.. Nic.
Ukradkiem, otworzyłam oczy. Potwora nie było. Uciekł. W moją stronę, natomiast, szedł jakiś chłopak. Nie wiedziałam, czy znowu mam się bać.
Ukradkiem, otworzyłam oczy. Potwora nie było. Uciekł. W moją stronę, natomiast, szedł jakiś chłopak. Nie wiedziałam, czy znowu mam się bać.
-Wszystko w porządku ? - kucnął przede mną.
-Tak - otrzepałam się z piasku.
-Dobrze. Teraz wytłumacz mi, co ty tu robisz ?! Nie wiesz, że tu jest strasznie niebezpiecznie ?! Nie wiem, jakim cudem, udało ci się uniknąć śmierci, ale następnym razem, mogłabyś się zastanowić !
-Wiesz, nie ma sprawy. Następnym razem, jak ktoś wyśle mnie na pustynie, to będę o tym pamiętała !
-Mam nadzieję.
-Dobra, chodź - wyciągnął w moją stronę dłoń.
Niepewnie, podałam mu rękę.
-Każdy, z Legionu, wie, że nie należy tu przychodzić.
-Każdy skąd ?
-No z Legionu. A ty skąd się urwałaś ? - parsknął śmiechem.
-Sama chciałabym wiedzieć ! Dzisiaj rano, rodzice, przywieźli mnie do jakiejś popierdolonej akademii, a jakiś nawiedzony koleś, dał mi jakiś pojebany wisiorek, z satanistycznym znakiem, kazał mi powiedzieć, coś o jakimś welonie i znalazłam się na pustyni !
-No ok.. - zaczął się śmiać.
-Bawi cie to ?!
-Wiesz może, jaki chłopak cie tu przysłał ? - spoważniał.
-Ymm.. Oliver ?
-A ty jesteś..
-Alexandria York.
-Wiesz.. Chyba nie powinnaś tu być.
-Co ?! Czemu ?
-Chodźmy szybciej.
-Co ? Ale.. Czekaj !
Odwrócił się w moją stronę. W jego oczach, był strach. Bał się. Czego ?
-Kim jesteś ?
-Andy Biersack.
-Czemu masz z tyłu napisane.. PROROK ?
-Alexandria, proszę cię. Potem będą pytania. Musimy iść.
-Ja muszę wrócić do domu.
-Rozumiem, ale najpierw pójdźmy do obozu, dobrze ?
Na powitanie, z ukryć, zaczęli wychodzić różni ludzie, w tym, jedna z nich, przypominała mi dziewczynę, którą widziałam w szkole. Zupełnie nic nie rozumiałam. Rzadko ktoś tak reaguje, kiedy mnie widzi, ale byłam pewna, że tu nie chodzi o mnie, tylko o Andy'iego. Kim on naprawdę jest ?
Zdziwiona, popatrzyłam na niego. Z bardzo poważnym wyrazem twarzy, szedł przed siebie, jakby nigdy nic.
-Kim ona jest ?
-Nie wiem ,ale jeśli idzie z Prorokiem, to musi być kimś ważnym.
-Nigdy jej nie widziałem.
-Kto to ?!
Szłam trzymając się blisko Andy'iego.
-Uspokójcie się - powiedział, spokojnym głosem.
-Ale przecież nie może tu wchodzić nikt obcy.
-Ale ona nie jest obca..
-Słuchajcie coś tam się dzieje ! - krzyknęła pewna dziewczyna, stojąca na górnej części obozu.
-Co takiego ?
-On.. On goni ją ! Boże ! Zróbcie coś !
-Alex, ja zaraz wracam, nie ruszaj się stąd.
-Ale co się dzieje ? - po chwili, Andy'iego już nie było.
Nie wiedziałam co robić. Nikogo nie znałam, a wszyscy przyglądali mi się, jakbym była jakimś nieproszonym gościem.
-Jak udało ci się przeżyć, hmm ? - podeszła do mnie, jakaś dziewczyna.
-No.. Ja sama nie wiem.
-Trzymaj się lepiej od nas z daleka. To, że raz udało ci się, nie znaczy, że możesz być w naszym Legionie. To nie jest miejsce, dla wszystkiego bojących się dziewczynek, którym zależy tylko na tym, by się nie pobrudzić. Więc lepiej, daj sobie spokój. Sobie i nam. A w szczególności, nie rób nadziei Prorokowi, dobrze ?
Ze strachem w oczach, usiadłam obok jakiegoś zniszczonego namiotu i podkuliłam kolana. Nic z tego wszystkiego nie rozumiałam, ale nie chciałam się tu więcej pokazywać.
W końcu, zauważyłam idącego do nas, Andy'iego. Niósł coś na rękach.. Coś.. Albo kogoś.
Wszyscy zaczęli biec w ich stronę. Nagle, zza obozu, wyszło czterech mężczyzn, a za nimi tłum ludzi. Nie wiedząc, co robić, wstałam i bacznie się im przyglądałam. Chciałam, jak najszybciej, wrócić.
poniedziałek, 22 lipca 2013
Black Veil Brides (?)
-Dobra.. To już jest dziwne - szepnęłam pod nosem.
Zostało pięć minut do kolacji. Pierwszego dnia, nie miałam zamiaru się spóźnić. Prędko zamknęłam drzwi i kierowałam się w stronę jadalni.. Ale.. Gdzie ona była ?
Zaczęłam się nerwowo rozglądać, ale nigdzie nikogo nie było. Szłam prosto przed siebie, z nadzieją, że dopisze mi dziś szczęście.
Korytarz, ciągnął się w nieskończoność, a na kolacje, byłam już dawno spóźniona, więc.. W sumie to już nie opłacało mi się tam iść. Korzystając z okazji, że wszyscy są w jadalni, postanowiłam troszeczkę pozwiedzać.
-Ja już tam nie wrócę !
-Musisz im pomóc !
-To jest bez sensu ! Nie wygramy z nimi !
-A co na to Prorok ?
-Jest najmłodszy z całej piątki ! Nie daje sobie rady !
-A inni ?
-Legion powoli znika ! Nie mamy ludzi.. To już koniec.
-Nawet tak nie mów ! Trzeba coś z tym zrobić !
Zaciekawiona, stanęłam za drzwiami i wsłuchałam się w rozmowę.
-A ta nowa ?! Przecież przyjęliście ją tylko po to, by tam dołączyła !
-Teraz nie będziemy jej narażać.
-A kiedy ?!
W tym momencie, zza drzwi, wyszedł chłopak, którego wcześniej widziałam na korytarzu.
Jak wryty, stanął przede mną i bez słowa, mi się przyglądał. Nagle stanęła za nim, dyrektorka.
-Alex ?! Co ty tutaj robisz ? Ymm... Nie poszłaś na kolację ? - zapytała.
-Ja.. Yyy.. Nie.. Nie mogłam znaleźć jadalni.
-Rozumiem.. Oli.. Zaprowadź ją na kolację i wytłumacz, że.. Musiała zostać u mnie i dlatego przyszła tak późno.. Dobrze ?
-Nie ma sprawy..
Idąc za nim, wszystko wydawało mi się podejrzane.
Chłopak w pewnym momencie, odwrócił się i popatrzył mi głęboko w oczy.
-Weź to - wyciągnął do mnie rękę, na której zwisał dziwny różaniec, zakończony gwiazdą z herbem szkoły.
Bez słowa, wzięłam 'prezent'.
-Nie zgub. A ! Po kolacji, wyjdź na dwór, poczekam na ciebie przy schodach. A tak w ogóle, jestem Oliver.
-Alex.
-A więc.. Alex, czekam na ciebie przed głównym wejściem.
To była najszybsza kolacja w moim życiu. Byłam niezwykle ciekawa, co ten chłopak ma mi do przekazania.
W biegu, złapałam jakieś jabłko i zjadłam je po drodze.
-Łał. Szybka jesteś - usiadłam obok niego.
-No wiem.
-Wiesz.. - zaczął mówić, rozglądając się.
-Pójdźmy, lepiej, gdzie indziej. Chodź.
Las, znajdujący się po jednaj stronie szkoły, był przepiękny. W moim mieście, rzadko kiedy szliśmy w takie miejsca. Raczej zawsze, były to jakieś kluby, gdzie, oczywiście po dość dużej łapówce, można było się świetnie bawić. Myślę, że nikt nawet nie miałby na takie coś ochoty. Nie kręciły nas takie rzeczy. Tam gdzie byłam ja z przyjaciółmi, tam były też i problemy. Zawsze.
-Masz ten 'wisiorek', co ci na korytarzu dałem ?
-Mhm.
-Załóż go.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
-No dawaj. Boisz się ? - zapytał, śmiejąc się pod nosem.
-Nie. Czego mam się bać ?
-No dobrze.. To teraz powtórz : BLACK VEIL BRIDES .
-Co ?! - zaczęłam się śmiać.
-Co cie bawi ?
-Hmm.. Wiesz.. No nie wiem. Może to, że każesz mi zakładać jakiś różaniec z satanistycznym znakiem, a potem, każesz mi przywoływać jakąś kobitę w welonie. Ty jesteś jakiś walnięty !
-Dlaczego nie możesz tego zrobić ?
-Bo ja nigdy nie robię tego, o co proszą mnie inni. Taka moja zasada. Żyj tak, aby to tobie było dobrze.
-No ok. Ale czeka na ciebie pewna niespodzianka, jak to wypowiesz.
-Dobrze, zrobię to. Pod jednym warunkiem.
-Słucham ?
-Wytłumacz mi, dlaczego wszyscy tu mówią, że boją się strachu ? I kto to jest ten cały, kurwa Prorok ? Ta szkoła jest jakaś opętana !
-Na t wszystkie pytania, znajdziesz odpowiedz, jeśli tylko zrobisz to, o co cię proszę !
-I co niby się stanie ?!
Nastała chwila ciszy. W oddali dały się słyszeć czyjeś kroki.
-Szybko ! Chodź za mną ! - złapał mnie za rękę.
Po chwili byliśmy w jakiejś altance.
-Dawaj ! Mów to !
-Czemu ?
-Szybko ! Boże ! Dziewczyno, jaka ty jesteś kurwa uparta ! Proszę cię ! - popatrzył mi głęboko w oczy.
-Boże.. Co za ludzie. Proszę. Black Veil Brides.
-Oli.. ? - przetarłam oczy.
-Boże !
Ocknęłam się na jakiejś ogromnej pustyni. Zero ludzi, czy jakiejkolwiek cywilizacji. Nic. Tylko piasek.
Wstałam w poszukiwaniu 'jakiejś żywej istoty'.
-O co tu chodzi ? Pierdole taką szkołę - próbowałam to wszystko, jakoś sobie poukładać.
Nagle zauważyłam jakąś biegnącą.. Rzecz ? To był jakby człowiek, ale.. Był ubrudzony w jakiejś czarnej mazi, a na twarzy miał maskę, jakby.. BATMAN ?! Dobra.. To już jest przesada.
Stanęłam twarzą w twarz z tym dziwnym.. Czymś ? Upaprany Batman, postanowił jednak mnie wyminąć. W ręku trzymał taki sam różaniec, jaki miałam na szyi.
W pewnym momencie, stanął przede mną, jakiś stwór. To już nie był Batman, ale nie obraziłabym się, gdyby się tu teraz pojawił.
Zostało pięć minut do kolacji. Pierwszego dnia, nie miałam zamiaru się spóźnić. Prędko zamknęłam drzwi i kierowałam się w stronę jadalni.. Ale.. Gdzie ona była ?
Zaczęłam się nerwowo rozglądać, ale nigdzie nikogo nie było. Szłam prosto przed siebie, z nadzieją, że dopisze mi dziś szczęście.
Korytarz, ciągnął się w nieskończoność, a na kolacje, byłam już dawno spóźniona, więc.. W sumie to już nie opłacało mi się tam iść. Korzystając z okazji, że wszyscy są w jadalni, postanowiłam troszeczkę pozwiedzać.
-Ja już tam nie wrócę !
-Musisz im pomóc !
-To jest bez sensu ! Nie wygramy z nimi !
-A co na to Prorok ?
-Jest najmłodszy z całej piątki ! Nie daje sobie rady !
-A inni ?
-Legion powoli znika ! Nie mamy ludzi.. To już koniec.
-Nawet tak nie mów ! Trzeba coś z tym zrobić !
Zaciekawiona, stanęłam za drzwiami i wsłuchałam się w rozmowę.
-A ta nowa ?! Przecież przyjęliście ją tylko po to, by tam dołączyła !
-Teraz nie będziemy jej narażać.
-A kiedy ?!
W tym momencie, zza drzwi, wyszedł chłopak, którego wcześniej widziałam na korytarzu.
Jak wryty, stanął przede mną i bez słowa, mi się przyglądał. Nagle stanęła za nim, dyrektorka.
-Alex ?! Co ty tutaj robisz ? Ymm... Nie poszłaś na kolację ? - zapytała.
-Ja.. Yyy.. Nie.. Nie mogłam znaleźć jadalni.
-Rozumiem.. Oli.. Zaprowadź ją na kolację i wytłumacz, że.. Musiała zostać u mnie i dlatego przyszła tak późno.. Dobrze ?
-Nie ma sprawy..
Idąc za nim, wszystko wydawało mi się podejrzane.
Chłopak w pewnym momencie, odwrócił się i popatrzył mi głęboko w oczy.
-Weź to - wyciągnął do mnie rękę, na której zwisał dziwny różaniec, zakończony gwiazdą z herbem szkoły.
Bez słowa, wzięłam 'prezent'.
-Nie zgub. A ! Po kolacji, wyjdź na dwór, poczekam na ciebie przy schodach. A tak w ogóle, jestem Oliver.
-Alex.
-A więc.. Alex, czekam na ciebie przed głównym wejściem.
To była najszybsza kolacja w moim życiu. Byłam niezwykle ciekawa, co ten chłopak ma mi do przekazania.
W biegu, złapałam jakieś jabłko i zjadłam je po drodze.
-Łał. Szybka jesteś - usiadłam obok niego.
-No wiem.
-Wiesz.. - zaczął mówić, rozglądając się.
-Pójdźmy, lepiej, gdzie indziej. Chodź.
Las, znajdujący się po jednaj stronie szkoły, był przepiękny. W moim mieście, rzadko kiedy szliśmy w takie miejsca. Raczej zawsze, były to jakieś kluby, gdzie, oczywiście po dość dużej łapówce, można było się świetnie bawić. Myślę, że nikt nawet nie miałby na takie coś ochoty. Nie kręciły nas takie rzeczy. Tam gdzie byłam ja z przyjaciółmi, tam były też i problemy. Zawsze.
-Masz ten 'wisiorek', co ci na korytarzu dałem ?
-Mhm.
-Załóż go.
Popatrzyłam na niego ze zdziwieniem.
-No dawaj. Boisz się ? - zapytał, śmiejąc się pod nosem.
-Nie. Czego mam się bać ?
-No dobrze.. To teraz powtórz : BLACK VEIL BRIDES .
-Co ?! - zaczęłam się śmiać.
-Co cie bawi ?
-Hmm.. Wiesz.. No nie wiem. Może to, że każesz mi zakładać jakiś różaniec z satanistycznym znakiem, a potem, każesz mi przywoływać jakąś kobitę w welonie. Ty jesteś jakiś walnięty !
-Dlaczego nie możesz tego zrobić ?
-Bo ja nigdy nie robię tego, o co proszą mnie inni. Taka moja zasada. Żyj tak, aby to tobie było dobrze.
-No ok. Ale czeka na ciebie pewna niespodzianka, jak to wypowiesz.
-Dobrze, zrobię to. Pod jednym warunkiem.
-Słucham ?
-Wytłumacz mi, dlaczego wszyscy tu mówią, że boją się strachu ? I kto to jest ten cały, kurwa Prorok ? Ta szkoła jest jakaś opętana !
-Na t wszystkie pytania, znajdziesz odpowiedz, jeśli tylko zrobisz to, o co cię proszę !
-I co niby się stanie ?!
Nastała chwila ciszy. W oddali dały się słyszeć czyjeś kroki.
-Szybko ! Chodź za mną ! - złapał mnie za rękę.
Po chwili byliśmy w jakiejś altance.
-Dawaj ! Mów to !
-Czemu ?
-Szybko ! Boże ! Dziewczyno, jaka ty jesteś kurwa uparta ! Proszę cię ! - popatrzył mi głęboko w oczy.
-Boże.. Co za ludzie. Proszę. Black Veil Brides.
-Oli.. ? - przetarłam oczy.
-Boże !
Ocknęłam się na jakiejś ogromnej pustyni. Zero ludzi, czy jakiejkolwiek cywilizacji. Nic. Tylko piasek.
Wstałam w poszukiwaniu 'jakiejś żywej istoty'.
-O co tu chodzi ? Pierdole taką szkołę - próbowałam to wszystko, jakoś sobie poukładać.
Nagle zauważyłam jakąś biegnącą.. Rzecz ? To był jakby człowiek, ale.. Był ubrudzony w jakiejś czarnej mazi, a na twarzy miał maskę, jakby.. BATMAN ?! Dobra.. To już jest przesada.
Stanęłam twarzą w twarz z tym dziwnym.. Czymś ? Upaprany Batman, postanowił jednak mnie wyminąć. W ręku trzymał taki sam różaniec, jaki miałam na szyi.
W pewnym momencie, stanął przede mną, jakiś stwór. To już nie był Batman, ale nie obraziłabym się, gdyby się tu teraz pojawił.
piątek, 19 lipca 2013
I (don't) belong here.
Gdy dojechaliśmy, wyszła do nas, jak mniemam, dyrektorka szkoły. Ubrana była tak, jak to wypada 'najważniejszej' osobie w szkole. Idealnie dopasowana, granatowa spódnica, żakiecik, tego samego koloru, buty na obcasie. Do tego wszystkiego, miała przesympatyczny wyraz twarzy.
-Witamy w naszych skromnych progach !
-Mhm.. - burknęłam pod nosem.
-Dzień dobry ! To jest Alex ! - powiedziała mama, jakbym sama, nie mogła się przedstawić.
Uśmiechnęłam się niechętnie.
-Bardzo mi miło - uścisnęła moją dłoń.
-Na pewno spodoba ci się w naszej szkole. Zobaczysz, w przyszłości będziesz bardzo miło wspominać ten czas. Czekają tu na ciebie nowe przygody, niezwykli ludzie.. Obiecuję, że..
-Mhm, dziękuję.. - kiwnęłam głową.
-Ymm.. No dobrze. To my się tutaj pewnie pożegnamy - wtrąciła się mama.
-Racja. To ja was tu na chwilkę zostawię - dyrektorka przybliżyła się do drzwi wejściowych.
-Wiem, że ostatnio wszystko się zmieniło i.. Na pewno uważasz, że jesteśmy najgorszymi rodzicami na świecie, ale uwierz mi, że robimy to dla twojego dobra.. - zaczęła mówić mama.
-Będziemy tęsknić - dodał tata.
Ja nie była w stanie powiedzieć niczego.Nie chciałam się kłócić. Lekko się uśmiechnęłam.
Po chwili, rodziców już nie było.
-Wydaje mi się, że nawet się nie przedstawiłam - podeszła do mnie dyrektorka.
-Mów mi Anne. Do nauczycieli, w naszej szkole, często zwraca się po imieniu. Nie chcemy, by uczniowie, czuli się tu, jak.. Chcemy, by czuli się, jak w domu. To może cię odprowadzę i pokarzę ci pokój - uśmiechnęła się.
-Dobrze - zarzuciłam torbę i popędziłam za dyrektorką.
Moją uwagę, przykuł herb (?) szkoły.
-Witamy w naszych skromnych progach !
-Mhm.. - burknęłam pod nosem.
-Dzień dobry ! To jest Alex ! - powiedziała mama, jakbym sama, nie mogła się przedstawić.
Uśmiechnęłam się niechętnie.
-Bardzo mi miło - uścisnęła moją dłoń.
-Na pewno spodoba ci się w naszej szkole. Zobaczysz, w przyszłości będziesz bardzo miło wspominać ten czas. Czekają tu na ciebie nowe przygody, niezwykli ludzie.. Obiecuję, że..
-Mhm, dziękuję.. - kiwnęłam głową.
-Ymm.. No dobrze. To my się tutaj pewnie pożegnamy - wtrąciła się mama.
-Racja. To ja was tu na chwilkę zostawię - dyrektorka przybliżyła się do drzwi wejściowych.
-Wiem, że ostatnio wszystko się zmieniło i.. Na pewno uważasz, że jesteśmy najgorszymi rodzicami na świecie, ale uwierz mi, że robimy to dla twojego dobra.. - zaczęła mówić mama.
-Będziemy tęsknić - dodał tata.
Ja nie była w stanie powiedzieć niczego.Nie chciałam się kłócić. Lekko się uśmiechnęłam.
Po chwili, rodziców już nie było.
-Wydaje mi się, że nawet się nie przedstawiłam - podeszła do mnie dyrektorka.
-Mów mi Anne. Do nauczycieli, w naszej szkole, często zwraca się po imieniu. Nie chcemy, by uczniowie, czuli się tu, jak.. Chcemy, by czuli się, jak w domu. To może cię odprowadzę i pokarzę ci pokój - uśmiechnęła się.
-Dobrze - zarzuciłam torbę i popędziłam za dyrektorką.
Moją uwagę, przykuł herb (?) szkoły.
-A więc tak, tutaj jest.. - zaczęła tłumaczyć moja 'przewodniczka'.
'Tak, tak, tak, bardzo interesujące.'
Wydawało mi się, że chyba, szczerze mówiąc, nie chce polubić tej szkoły. Było w niej jednak coś takiego, co sprawiało, że.. Sama nie wiem. To miejsce było jakoś niezwykle. Wszędzie były pozapalane świece,
stare obrazy.. Jedne z nich, szczególnie, przykuł moją uwagę. Była to dziwna postać, mająca na sobie czarną maskę (?), była ubrudzona czymś czarnym.. Krwią ?
Szkoła w środku, wydawała się jeszcze większa, niż na zewnątrz. Wielka jadalnia, jakby antyczne sale lekcyjne, świetlice, biblioteka. Wszędzie zero technologi, jakby czas tu się zatrzymał.
-A tu jest twój pokój. Numer 312 - wskazała, uśmiechnięta, Anne.
Pokój - nic wielkiego. Prostokąt, pomalowany na kawowy kolor. Po lewej stronie łóżko, przykryte czyściutką, biała pościelą, po prawo komoda, fotel, po środku biurko, oświetlone, promieniami słonecznymi, dochodzącymi z dużego okna, lekko przysłoniętego, waniliowa zasłonką.
-Podoba się ? - zapytała.
-Tak.
-To dobrze. Ja cię tu na razie zostawię, a potem wpadnij do mojego biura na parterze, dobrze ? O ! Zapomniałabym ! Obowiązują u nas mundurki, które masz w szafie - uśmiechnęła się, po czym wyszła.
W tym czasie, postanowiłam, troszeczkę przyozdobić ten skromny pokoik. Kilka plakatów tu, kilka tu.. Zdjęcie przyjaciół tu, ubrania na fotel. No !
Mundurek ? Jak to mundurek. Zwykły szary sweterek z tym dziwnym herbem. Przebrałam się, zakładając obcisłe czarne rurki, glany za kostkę oraz, dla ozdoby, czarny kołnierzyk z ćwiekami. Ten cały szkolny sweter był, co prawda, za duży o jakieś trzy rozmiary, no ale cóż.
Dumna, wyszłam na korytarz. Natrafiłam akurat na dzwonek. Starałam się, nie zwracać na to uwagi.. W przeciwieństwie do innych. Wszyscy wpatrywali się we mnie, jakby zobaczyli ducha.
Moją uwagę, przykuł jednak pewien chłopak. Jego ciemne włosy, lekko, zakrywały jego twarz, a do tego, uroku dodawały mu kolczyki - snakebites, o których zawsze marzyłam. Jego rozciągnięty, szkoły sweterek, sprawiał, że wyglądał, jak 'dziecko wojny'. Wydawał się bardzo zmęczony.
W pewnym momencie, wyminęła mnie, płacząca dziewczyna. Szybko podbiegła do niej Anne.
-Prorok chce walczyć ! A ja nie potrafię ! Amy zginęła ! Dopadli ją ! Boję się Strachu ! - dyrektorka, popatrzyła na mnie, zaniepokojonym głosem.
-Lily, spokojnie.. Wszystko będzie dobrze. Idź do siebie. Zaraz tam wpadnę.
'Chyba ta dziewczyna trafiła nie do tej szkoły.. O ile się orientuję.. Zakład psychiatryczny jest po drugiej stronie.. Albo..'
-O ! Witaj Alex ! Przepraszam cię. Mamy małe problemy.
-Wszystko w porządku. Prosiła mnie pani..
-Tak.. Nie pani, tylko Anne. Chciałam się tylko zapytać, czy wszystko jest OK. Pokój się podoba ?
-Tak. Jasne !
-To bardzo się cieszę. Za dwadzieścia minut, zaczyna się kolacja. Pamiętasz gdzie jest jadalnia ?
-Tak, tak.
-No to widzimy się na kolacji ! - uśmiechnięta dyrektorka, kierowała się w stronę sypialni dziewcząt.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, wróciłam na chwilę do pokoju. Nagle zauważyłam, leżący na pościeli list, oczywiście, z herbem.
Droga Alex !
Jak pewnie już się zorientowałaś, to nie jest zwyczajna szkoła do której chodzą zwyczajni ludzie. To coś więcej.
Czekaliśmy na Ciebie, bardzo, ale to bardzo długo.
Potrzebujemy Cię ! Legion staje się coraz słabszy, a nas, jest coraz mniej.
Jesteś jedną z nas. Jedną z Wild Ones.
Nie bój się strachu.
Prophet.
Mourner.
Mystic.
Deviant.
Destroyer.
czwartek, 11 lipca 2013
I'm the one of wild ones .
-To może powiesz nam, co się stało tamtej nocy ? - dziennikarka, krok w krok, chodziła za zdenerwowanym chłopakiem.
-Łączyło coś was ?
-Czy to było samobójstwo ?
Chłopak, próbował przedrzeć się przez grono paparazzi.
-Dlaczego też nie próbowałeś jej uratować ?
-Nie kochałeś jej ?
-Czemu jej przyjaciółka, popełniła samobójstwo w akademii ?
-Gdzie ona wtedy zniknęła ?
-Skąd wiadomo, że na pewno nie żyje ?
Zdenerwowany, w końcu zatrzymał się i odwrócił w stronę dziennikarzy.
-Jej przyjaciółka była moja siostrą. Nie popełniła samobójstwa ! Ktoś ją zamordował ! Myślicie, że dlaczego nikt nie słyszał o tej szkole ?! Nie uratowałem Alex ?! Może ktoś z was, jest w stanie mi powiedzieć, jak mogłem to zrobić ?!
Dziennikarka mrugnęła do kamerzysty, by dalej nagrywał.
-Co teraz się z tobą stanie ? Straciłeś miłość życia ?
-Gówno wam do tego.
-A czy Alex zginęła na pewno ?
-Nie wiem.
-Przecież dostałeś list. Ogłoszono, że ona zaginęła, ale czy na pewno nie żyje ?
-Kurwa, rozumiecie słowo 'zniknąć' ?! Alex zniknęła dwa miesiące temu !
-A co było w tym liście ?
-Coś czego nie rozumiem.
-Mianowicie ?
Chłopak zamilkł, powtarzając sobie w głowie, słowa, zawarte w liście.
-Kim była dla ciebie Alex ? - usłyszał pytanie, od następnego dziennikarza.
-Prawdziwą przyjaciółką, szczerą, zaufaną, na którą można było liczyć.
-A co z siostrą ?
-No właśnie, jak do tego doszło ?
-Gdzie jest tajemniczy list ?
-Dlaczego nie stanąłeś w obronie siostry ?!
Chłopak ominął reporterów i kierował się w stronę samochodu. Wciąż nie mógł pogodzić się z tym, ze ICH już nie ma, że nie może TAM wrócić, że nie zdołał ICH TAM ocalić.
Wiedział czyja to wina, ale przejął ją na siebie. Nic nie mógł zrobić., chociaż bardzo tego chciał.
-A kim jest Prorok ? - usłyszał jednego z dziennikarzy.
Odwrócił się ponownie w ich stronę.
-Skąd o nim wiecie ?
*********************************************************************************
-Hej Alex ! - podszedł do mnie Tommy.
-No siema.
-Idziesz dzisiaj z nami do miasta ?
-Dzisiaj ? Kiedy ? Ze szkoły wychodzimy późno.
-No to się zerwiemy. Nic się nie stanie.
-To samo mówiłeś wczoraj, przedwczoraj, przed przedwczoraj i rok temu. To nie ma sensu.
-No weź. Zaraz koniec roku.
-No właśnie ! Nie chce tego spieprzyć.
-Co tam ? - podeszła do nas Judy oraz Daniel.
-Alex nie chce się zerwać.
-Dobra, to dajcie spokój. Pójdziemy po zajęciach.
-Tyle, że ja dzisiaj w ogóle nie mogę - odpowiedziałam.
-Czemu ? - zapytali chórem.
-Nie wiem. Rodzice mają do mnie jakąś sprawę - powiedziałam, lekko zawstydzona.
-Spoko. To może jutro.
-Pewnie. Nie gniewajcie się, ale ja na prawdę, dzisiaj wyjątkowo nie mogę zwiać. Rodzice powiedzieli mi, że to serio poważna sprawa.
Rodzice czekali na mnie w kuchni. Zdenerwowana, oparłam się o ścianę i czekałam, jak ktoś zacznie rozmowę.
-Alexandrio, jedziesz do internatu.
-Co ?! Kiedy ?!
-Dzisiaj, teraz, za chwilkę. Idź się spakować, ale nie bierz z byt dużo, ponieważ i tak, obowiązują tam mundurki.
-Co wy, jaja sobie ze mnie robicie ?! Nie pojadę do żadnego internatu ! Chyba śnicie !
-Wiesz, inaczej to my cię spakujemy. Masz dziesięć minut.
Prędko weszłam na górę i czym prędzej zadzwoniłam do Judy.
-Słucham ?
-Oni chcą mnie do jakiegoś internatu wywieźć. Zrób coś ! Weź, bo ja nie wiem, co ja mam robić.
-Ucieknij.
Geniusz Judy.
-Chyba cię pojebało z lekka, nie ucieknę, przecież mnie zauważą, zresztą tata jest na dworzu, więc nie ma opcji. Powiedz chłopakom, bo ja nie mam czasu, muszę się pakować.
-Co ?! Alex ty nie możesz nigdzie jechać ! Weź no ! Co my tu bez ciebie zrobimy ?!
-A co ja tam bez was !?
-Lepiej zacznij się już pakować, jedziemy tam na konkretną godzinę, a to wcale nie jest tak blisko. Radze się pośpieszyć, a nie plotkować o ucieczce. Koniec z tym - do pokoju weszła mama.
-Muszę kończyć Judy. Jakoś się z wami skontaktuje.
Po chwili, mama, usiadła obok mnie.
-My to robimy, dla twojego dobra.
-Jasne..
-No tak. Nie bądź na nas zła.
-A ty, co byś zrobiła na moim miejscu ?! Mówicie mi dziesięć minut wcześniej, że wyjeżdżam do jakiejś szkoły z internatem, w której nikogo nie znam. Wywracacie moje życie do góry nogami i co ? Mam się cieszyć ?!
-Zobaczysz Alex, będzie fajnie, jeszcze nam za to podziękujesz.
-Ach. Standard. Wy wiecie, co jest dla mnie najlepsze. Oczywiście.
W końcu wzięłam się, za pakowanie. W mojej nowej szafie nie mogło zabraknąć glanów, czarnych rurek, czy też stylowych koszulek z zespołami. W ukryciu przed mamą, nadal siedzącą w pokoju, schowałam kilka plakatów i papierosy. Tak wiem. Mam dopiero 17 lat. Wszystko zależy od ludzi, wśród których się przebywa. Ja natrafiłam, jak dla mnie, na idealnych. Rodzice mieli inne zdanie.
-Masz już wszystko ?
-Chyba tak.
-Wzięłaś nawet prostownicę ? Ty jedziesz się tam uczyć.
-Pozwól mi chociaż zabrać, to, co będzie mi potrzebne i chodź troszkę, będzie umilało mi pobyt w tej szkole.
Mama popatrzyła na mnie, a następne zeszła na dół.
-Alexandria !
-Jeny, już idę.
Spojrzałam na pokój.
-Do zobaczenia.. - szepnęłam, po czym, zeszłam na dół.
Zapakowałam walizkę i zajęłam miejsce z tyłu Tam, gdzie zresztą zawsze. Co prawda, został mi jeszcze bagażnik, no ale..
-Wiesz, że będziesz musiała oddać telefon ?
-Komu niby ?
-Najlepiej nam - odpowiedział tata.
-Jeśli będzie taka potrzeba, to oddam go jakiemuś nauczycielowi - burknęłam.
Przez następne trzy godziny, siedziałam ze słuchawkami w uszach i próbowałam sobie to wszystko jakoś wyobrazić, ale.. To było trudne.
Nagle, zatrzymaliśmy się przed wielką, obrośniętą bramą, która po kilku minutach, raczyła się otworzyć. Dalej, jechaliśmy podziwiając, naprawdę, śliczne krajobrazy. Po lewej stronie drogi, znajdowało się jezioro, z niemalże przezroczystym kolorem wody. Po prawo natomiast, widniał piękny, obszerny las.
W końcu, przed nami, pojawił się gigantyczny budynek.
Wielki, straszny, stary, antyczny, wyjątkowy, magiczny.
-Łączyło coś was ?
-Czy to było samobójstwo ?
Chłopak, próbował przedrzeć się przez grono paparazzi.
-Dlaczego też nie próbowałeś jej uratować ?
-Nie kochałeś jej ?
-Czemu jej przyjaciółka, popełniła samobójstwo w akademii ?
-Gdzie ona wtedy zniknęła ?
-Skąd wiadomo, że na pewno nie żyje ?
Zdenerwowany, w końcu zatrzymał się i odwrócił w stronę dziennikarzy.
-Jej przyjaciółka była moja siostrą. Nie popełniła samobójstwa ! Ktoś ją zamordował ! Myślicie, że dlaczego nikt nie słyszał o tej szkole ?! Nie uratowałem Alex ?! Może ktoś z was, jest w stanie mi powiedzieć, jak mogłem to zrobić ?!
Dziennikarka mrugnęła do kamerzysty, by dalej nagrywał.
-Co teraz się z tobą stanie ? Straciłeś miłość życia ?
-Gówno wam do tego.
-A czy Alex zginęła na pewno ?
-Nie wiem.
-Przecież dostałeś list. Ogłoszono, że ona zaginęła, ale czy na pewno nie żyje ?
-Kurwa, rozumiecie słowo 'zniknąć' ?! Alex zniknęła dwa miesiące temu !
-A co było w tym liście ?
-Coś czego nie rozumiem.
-Mianowicie ?
Chłopak zamilkł, powtarzając sobie w głowie, słowa, zawarte w liście.
-Kim była dla ciebie Alex ? - usłyszał pytanie, od następnego dziennikarza.
-Prawdziwą przyjaciółką, szczerą, zaufaną, na którą można było liczyć.
-A co z siostrą ?
-No właśnie, jak do tego doszło ?
-Gdzie jest tajemniczy list ?
-Dlaczego nie stanąłeś w obronie siostry ?!
Chłopak ominął reporterów i kierował się w stronę samochodu. Wciąż nie mógł pogodzić się z tym, ze ICH już nie ma, że nie może TAM wrócić, że nie zdołał ICH TAM ocalić.
Wiedział czyja to wina, ale przejął ją na siebie. Nic nie mógł zrobić., chociaż bardzo tego chciał.
-A kim jest Prorok ? - usłyszał jednego z dziennikarzy.
Odwrócił się ponownie w ich stronę.
-Skąd o nim wiecie ?
*********************************************************************************
Kilka miesięcy wcześniej
-Hej Alex ! - podszedł do mnie Tommy.
-No siema.
-Idziesz dzisiaj z nami do miasta ?
-Dzisiaj ? Kiedy ? Ze szkoły wychodzimy późno.
-No to się zerwiemy. Nic się nie stanie.
-To samo mówiłeś wczoraj, przedwczoraj, przed przedwczoraj i rok temu. To nie ma sensu.
-No weź. Zaraz koniec roku.
-No właśnie ! Nie chce tego spieprzyć.
-Co tam ? - podeszła do nas Judy oraz Daniel.
-Alex nie chce się zerwać.
-Dobra, to dajcie spokój. Pójdziemy po zajęciach.
-Tyle, że ja dzisiaj w ogóle nie mogę - odpowiedziałam.
-Czemu ? - zapytali chórem.
-Nie wiem. Rodzice mają do mnie jakąś sprawę - powiedziałam, lekko zawstydzona.
-Spoko. To może jutro.
-Pewnie. Nie gniewajcie się, ale ja na prawdę, dzisiaj wyjątkowo nie mogę zwiać. Rodzice powiedzieli mi, że to serio poważna sprawa.
Rodzice czekali na mnie w kuchni. Zdenerwowana, oparłam się o ścianę i czekałam, jak ktoś zacznie rozmowę.
-Alexandrio, jedziesz do internatu.
-Co ?! Kiedy ?!
-Dzisiaj, teraz, za chwilkę. Idź się spakować, ale nie bierz z byt dużo, ponieważ i tak, obowiązują tam mundurki.
-Co wy, jaja sobie ze mnie robicie ?! Nie pojadę do żadnego internatu ! Chyba śnicie !
-Wiesz, inaczej to my cię spakujemy. Masz dziesięć minut.
Prędko weszłam na górę i czym prędzej zadzwoniłam do Judy.
-Słucham ?
-Oni chcą mnie do jakiegoś internatu wywieźć. Zrób coś ! Weź, bo ja nie wiem, co ja mam robić.
-Ucieknij.
Geniusz Judy.
-Chyba cię pojebało z lekka, nie ucieknę, przecież mnie zauważą, zresztą tata jest na dworzu, więc nie ma opcji. Powiedz chłopakom, bo ja nie mam czasu, muszę się pakować.
-Co ?! Alex ty nie możesz nigdzie jechać ! Weź no ! Co my tu bez ciebie zrobimy ?!
-A co ja tam bez was !?
-Lepiej zacznij się już pakować, jedziemy tam na konkretną godzinę, a to wcale nie jest tak blisko. Radze się pośpieszyć, a nie plotkować o ucieczce. Koniec z tym - do pokoju weszła mama.
-Muszę kończyć Judy. Jakoś się z wami skontaktuje.
Po chwili, mama, usiadła obok mnie.
-My to robimy, dla twojego dobra.
-Jasne..
-No tak. Nie bądź na nas zła.
-A ty, co byś zrobiła na moim miejscu ?! Mówicie mi dziesięć minut wcześniej, że wyjeżdżam do jakiejś szkoły z internatem, w której nikogo nie znam. Wywracacie moje życie do góry nogami i co ? Mam się cieszyć ?!
-Zobaczysz Alex, będzie fajnie, jeszcze nam za to podziękujesz.
-Ach. Standard. Wy wiecie, co jest dla mnie najlepsze. Oczywiście.
W końcu wzięłam się, za pakowanie. W mojej nowej szafie nie mogło zabraknąć glanów, czarnych rurek, czy też stylowych koszulek z zespołami. W ukryciu przed mamą, nadal siedzącą w pokoju, schowałam kilka plakatów i papierosy. Tak wiem. Mam dopiero 17 lat. Wszystko zależy od ludzi, wśród których się przebywa. Ja natrafiłam, jak dla mnie, na idealnych. Rodzice mieli inne zdanie.
-Masz już wszystko ?
-Chyba tak.
-Wzięłaś nawet prostownicę ? Ty jedziesz się tam uczyć.
-Pozwól mi chociaż zabrać, to, co będzie mi potrzebne i chodź troszkę, będzie umilało mi pobyt w tej szkole.
Mama popatrzyła na mnie, a następne zeszła na dół.
-Alexandria !
-Jeny, już idę.
Spojrzałam na pokój.
-Do zobaczenia.. - szepnęłam, po czym, zeszłam na dół.
Zapakowałam walizkę i zajęłam miejsce z tyłu Tam, gdzie zresztą zawsze. Co prawda, został mi jeszcze bagażnik, no ale..
-Wiesz, że będziesz musiała oddać telefon ?
-Komu niby ?
-Najlepiej nam - odpowiedział tata.
-Jeśli będzie taka potrzeba, to oddam go jakiemuś nauczycielowi - burknęłam.
Przez następne trzy godziny, siedziałam ze słuchawkami w uszach i próbowałam sobie to wszystko jakoś wyobrazić, ale.. To było trudne.
Nagle, zatrzymaliśmy się przed wielką, obrośniętą bramą, która po kilku minutach, raczyła się otworzyć. Dalej, jechaliśmy podziwiając, naprawdę, śliczne krajobrazy. Po lewej stronie drogi, znajdowało się jezioro, z niemalże przezroczystym kolorem wody. Po prawo natomiast, widniał piękny, obszerny las.
W końcu, przed nami, pojawił się gigantyczny budynek.
Wielki, straszny, stary, antyczny, wyjątkowy, magiczny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)